aaa4
Lamer
Dołączył: 05 Paź 2018
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 11:21, 05 Paź 2018 Temat postu: |
|
|
Kolejny chodnik i kolejny zakret. Widmo bylo ciagle za nim. Zobaczyl przed soba ogromna przestrzen jaskini. Poznal miejsce: byla to ta sama jaskinia, w ktorej zostali zaatakowani przez potwora. Zatoczyl ogromny luk i powrocil innym chodnikiem. Pedzac zauwazyl ciala zolnierzy i mulow. Zatrzymal sie na moment. Porwal najblizej lezaca, swieza pochodnie i zapalil, jego wlasna juz sie konczyla.
Spojrzal w tyl. "Niezmarly" zblizal sie. Ruszyl biegiem. Nadzieja przez chwile rozblysla w sercu. Jezeli wybierze wlasciwy tunel, bedzie mogl dogonic pozostalych. Dolgan mowil, ze z tej jaskini prosty korytarz wiedzie na zewnatrz kopalni. Wbiegl w chodnik, ktorym, jak mu sie zdawalo, uciekli przyjaciele, chociaz zdezorientowany pogonia nie mial absolutnej pewnosci.
Widmo zawylo wsciekle, gdy spostrzeglo, ze ofiara znowu mu umyka. Na moment ogarnela Tomasa kolejna fala przerazenia, po ktorej przyszla ulga, kiedy zdolal wydluzyc krok, pokonujac blyskawicznie odleglosc. Zlapal drugi oddech i ustalil spokojne, pewne tempo biegu. Jeszcze nigdy w zyciu nie biegl rownie wspaniale, ale tez z drugiej strony, nigdy przedtem nie mial rownie silnej motywacji.
Po dlugim, trwajacym cala wiecznosc biegu, dotarl do odcinka, z ktorego odchodzilo wiele bocznych tuneli. Serce i nadzieje zamarly. To nie byl prosty korytarz, o ktorym wspominal Krasnolud. Wybral pierwszy z brzegu i skrecil. Natrafil na kilka poprzecznych. Skrecal blyskawicznie to w jeden, to w drugi, lawirujac w labiryncie przejsc. Schowal sie za rog i stanal na chwile, aby zlapac oddech. Nasluchiwal, lecz poza waleniem wlasnego serca, nie slyszal nic. Zbyt pochloniety biegiem i kolejnymi skretami nie ogladal sie za siebie. Nie mial pojecia, gdzie jest widmo.
Nagle gdzies z glebi korytarzy dobieglo slabe i odlegle echo wscieklego wrzasku. Kolana sie pod nim ugiely i upadl na ziemie. Jeszcze jeden przerazliwy krzyk. Cichszy niz poprzedni. Byl juz pewien, ze widmo zgubilo slad i oddalalo sie w przeciwnym kierunku.
Poczul ogromna ulge. Opanowal wybuch niepohamowanego smiechu. Po sekundzie uswiadomil sobie swoje polozenie. Usiadl prosto i zebral mysli. Jezeli zdola dotrzec do martwych mulow, bedzie przynajmniej mial zywnosc i wode. Wstal i w tym momencie dotarlo do niego, ze nie ma zielonego pojecia, gdzie jest jaskinia. Przeklinal samego siebie za to, ze nie liczyl kolejnych zakretow. Probowal odtworzyc w ogolnych zarysach trase ucieczki. Przypomnial sobie, ze przewaznie skrecal w prawo, wiec jezeli teraz bedzie sie cofal, skrecajac ciagle w lewo, powinien natrafic na jeden z wielu tuneli wiodacych do duzego wyrobiska. Wyjrzal ostroznie zza rogu i ruszyl przed siebie, probujac odnalezc w gestwinie korytarzy wlasciwa droge.
Minelo sporo czasu, chociaz nie wiedzial dokladnie ile. Zatrzymal sie i rozejrzal po drugiej, duzej jaskini, do ktorej dotarl, od kiedy udalo mu sie uciec widmu. Tak jak w poprzedniej, i tu takze nie bylo mulow, ludzi, zywnosci i wody, na ktore tak bardzo liczyl. Wyjal z torby cudem zachowany suchar. Troche pomoglo, ale glod dokuczal coraz mocniej.
Kiedy skonczyl, ruszyl w dalsza droge, starajac sie odnalezc jakas wskazowke co do kierunku wyjscia. Wiedzial, ze juz niedlugo pochodnia dopali sie, ale nie mogl pogodzic sie z mysla, ze moglby usiasc i czekac na bezimienna smierc w czerni mroku.
Po pewnym czasie do jego uszu dobiegl niesiony echem szum wody. Bardzo chcialo mu sie pic. Przyspieszyl kroku. Wkrotce znalazl sie w najwiekszej - z dotad widzianych - jaskini. Gdzies z oddali dochodzil ryk wodospadu Mac Mordain Cadal, lecz nie mial pewnosci, z ktorej strony. Wysoko w mroku znajdowala sie droga, ktora przeszli dwa dni temu. Serce w nim zamarlo. Wszedl znacznie dalej w glab ziemi, niz przypuszczal.
Tunel rozszerzyl sie w cos, co przypominalo przystan, a jego koniec znikal pod wodami sporego jeziora. Fale chlupotaly o sciany jaskini, wypelniajac ja przytlumionym echem. Opadl blyskawicznie na kolana i zaczal pic. Woda miala zelazisty, mineralny smak, ale byla czysta i swieza.
Usiadl na pietach i rozejrzal sie. Wygladalo na to, ze przystan nie byla naturalna, lecz sztucznie zbudowana. Jej podloze stanowila ubita ziemia i piasek. Tomas domyslal sie, ze Krasnoludy przeplywaly stad lodziami na druga strone podziemnego jeziora. Zastanawial sie, co jest na drugim brzegu. Uderzyla go nagle mysl, ze moze ktos inny, a nie Krasnoludy, uzywal lodzi, aby przeplywac jezioro. Strach wrocil.
Post został pochwalony 0 razy
|
|